(Gwoli wyjaśnienia: czasem…
(Gwoli wyjaśnienia: czasem nocną porą uświadamiam sobie oczywiste oczywistości)
Jako człowiek związany z literaturą, przynajmniej amatorsko, ubolewam nad tym, że nie jest… uniwersalna.
Bo czy wymagana jest znajomość języka, powiedzmy angielskiego, żeby odczuwać przyjemność ze słuchania muzyki? No nie, ponieważ dźwięki gitary, basu, perkusji, skrzypiec, pianina czy innych instrumentów są takie same* niezależnie od narodowości. Nawet nie trzeba rozumieć tekstu, by móc powiedzieć, że dany utwór mi się podoba.
Podobnie jest z obrazami, rysunkami, rzeźbami et cetera. Nie ma znaczenia, jakim językiem posługuje się autor. Jego nieznajomość zazwyczaj nie przeszkadza w odbiorze. Przykładem niech będą cyberpunkowe arty, którymi czasem spamuję. Bez problemu zaspokoją potrzebę estetyki człowieka mieszkającego w Polsce, w Australii czy gdziekolwiek indziej na świecie. Bariera językowa nie istnieje.
Z filmami jest nieco trudniej, ponieważ oprócz obrazu i dźwięku pojawia się także mowa (czyli w sumie również dźwięk), więc znajomość języka pomaga w poznaniu chociażby fabuły.
Ale z literaturą, która opiera się na słowie? Nie znasz angielskiego, nie przeczytasz wielu klasyków w oryginale. Jesteś analfabetą, to w ogóle nie będziesz czerpał przyjemności z czytania… bo nie będziesz potrafił niczego przeczytać.
Tekst napisany w języku polskim i wrzucony do sieci zostanie zrozumiany i być może też doceniony praktycznie jedynie przez osoby, które ten język znają.
A taki „Gangnam style”? Ile z osób, ktore polubiły ten utwór, w ogóle zrozumiały tekst bez pomocy translatora?
*uogólnenie
#kultura #przemyslenia #sztuka #literatura #ksiazki