KORESPONDENT…
KORESPONDENT SPECJALNY
Sławomir Mrożek
W pewnym odległym kraju zanosiło się na ważne wydarzenia. Należało czym prędzej wysłać tam specjalnego korespondenta, ale budżet naszej gazety na to nie pozwalał, ponieważ za mało mieliśmy czytelników, a zatem za mało pieniędzy. Mielibyśmy ich więcej, a zatem więcej pieniędzy, gdybyśmy mogli wysyłać specjalnych korespondentów, a moglibyśmy, gdybyśmy mieli więcej pieniędzy, co z kolei było możliwe tylko wtedy, gdybyśmy mieli więcej czytelników.
– Spójrzmy na to trzeźwo. – powiedział naczelny redaktor na zebraniu zespołu redakcyjnego – Co się tam może stać? Tylko dwie rzeczy. Albo wzmożenie represji, albo liberalizacja. Jeżeli zaryzykujemy, że albo jedno, albo że drugie, jest pięćdziesiąt procent szansy, że trafimy i nasz korespondent specjalny, którego nie mamy, ale będziemy udawali, że go mamy, będzie miał rację. A więc co wybieramy?
Postawiliśmy na liberalizację. Nazajutrz ukazała się w naszej gazecie wiadomość od naszego specjalnego korespondenta, że w owym dalekim kraju zaczęła się liberalizacja reżymu. Nasza gazeta była jedyną, która podała taką wiadomość. Wszystkie inne donosiły o represjach, których naocznymi świadkami byli specjalni korespondenci owych gazet.
Na zebraniu zespołu nastrój był ponury.
– I co teraz? Musimy dać sprostowanie.
– Nic podobnego! – sprzeciwił się naczelny. – Powtórzymy to samo, dodamy tylko szczegóły. Zelżenie cenzury, częściowa amnestia, otwarcie dla społeczeństwa i tak dalej.
– Ale to będzie znowu ta sama, nieprawdziwa wiadomość!
– Całą odpowiedzialność biorę na siebie.
Nazajutrz mieliśmy telefony od naszych czytelników, którzy gratulowali nam szybkości informacji. Wiadomość o represjach, którą wszystkie inne gazety zamieściły poprzedniego dnia, okazała się nieaktualna w świetle nowych faktów. W owym dalekim kraju po represjach nastąpiła liberalizacja.
– Skąd wiedziałeś? – zapytaliśmy naszego naczelnego redaktora.
– Nic nie wiedziałem, ale myślę dialektycznie. Na początku mogło być albo to, albo tamto, ale teraz pójdzie już samo.
– To znaczy powtarzamy!
– Całkiem przeciwnie. Jutro dajemy wiadomość o zaostrzeniu sytuacji. Czołgi na ulicach, starcia z policją, te rzeczy.
Okazało się, że słusznie przewidział. W owym dalekim kraju po liberalizacji nastąpiła represja. Zaczęliśmy pojmować dialektykę.
– Aha, to znaczy, jutro liberalizacja? Pojutrze represja, potem znowu liberalizacja i tak na przemian.
– Oczywiście. Mówiłem wam, że teraz już nie będzie problemu. Musimy tylko uważać, żeby nie pomylić kolejności.
Jako nasz specjalny korespondent pisaliśmy z coraz to większą wprawą, raz o liberalizacji, raz o represji. Zawsze mieliśmy rację i nakład wzrósł. Teraz już mogliśmy wysłać specjalnego korespondenta, stać nas było, ale po co. Wszystko więc szło dobrze, tylko że trochę monotonnie.
Aż zawołał nas naczelny redaktor.
– Co idzie jutro? – zapytał. Sekretarz sprawdził w kalendarzyku.
– Represja.
– Wyrzucić.
– Ale liberalizacja była wczoraj!
– Wyrzucić. Ani represja, ani liberalizacja. Dajemy wiadomość o potrójnym mordzie seksualnym.
– Kto kogo zamordował, jak, gdzie, kiedy! – krzyknęliśmy chórem. – Sadomasochizm? Homoseksualizm? A może kazirodztwo? I dlaczego potrójny?!
– Panowie, potwierdziliście moje przypuszczenia. Jeżeli was samych znudziła światowa polityka, to co dopiero waszych czytelników. Staliśmy się dla nich nudni i nakład zaczyna spadać. Wobec tego zamykamy dział zagraniczny i przechodzimy na lokalny seks.
Miał rację. Ale mimo wszystko żal nam było odwołać specjalnego korespondenta. Pisał ładnie i bądź co bądź przebywał w egzotycznym kraju.
„Tygodnik Powszechny”, 44/1989
#mrozek #gruparatowaniapoziomu #kultura #literatura #ksiazki trochę #pasta i #heheszki