Naszła mnie niespodziewana…
Naszła mnie niespodziewana refleksja w stylu #boomer.
Jakiś czas temu natrafiłam na jedną z ulubionych piosenek za czasów dzieciaka, która wówczas była totalnym przebojem: piosenka z pierwszej edycji Idola, z Alicją Janosz i innymi uczestnikami. Polsatowski „Idol” był wówczas telewizyjnym hitem i programem czysto komercyjnym, nie miał tworzyć ambitnej i alternatywnej muzyki. To tu właśnie można było się przyjrzeć jak masowo produkuje się gwiazdy, kiedy uczestnicy kolejnych etapów dostawali się w ręce specjalistów, którzy mieli z nich zrobić idoli atrakcyjnych wizualnie i zbudować ich wizerunek sceniczny na potrzeby rynkowej komercji.
To był produkt, biznes, sam program miał przynieść i przyniósł zyski, w zamyśle „wyprodukowany” idol również, schlebiając powszechnym gustom młodych widzów w przedziale plus minus 13-20 lat.
A mimo wszystko teraz z perspektywy czasu, sama piosenka jak i tekst poraża dojrzałością i wysublimowaniem na tle tego co dziś kręci nastolatki w tym przedziale wiekowym. Wiadomo, dziś punkt ciężkości w rozrywce przeszedł kompletnie w internet i tam się rządzi swoimi prawami, ale jak porównuje ten utwór do Maty i rapowaniu o chlańsku/ćpańsku/ruchańsku czy innych przyśpiewek o xanaxie, ziele i kodeinie, gdzie „artyści” stoją na tle luksusowych aut z warszawskich wypożyczalni, to mam wrażenie że wspomniany idolowy utwór pochodzi wręcz z innej cywilizacji, a przecież nie minęło aż tak wiele czasu.
#muzyka #nostagia #00s #kultura